Są to już naprawdę ostatnie skarpety jakie naprawiłam mężowi. Bardzo się z tego cieszę, bo 4 razy naprawa skarpet, to już naprawdę nudna praca. Tym razem wykonałam sporo zdjęć przed i po naprawie, może obrazkowy post bardziej Wam się spodoba. Typowy recykling czyli ze starego... prawie nowe ;-) Mąż oczywiście zadowolony, nosi wszystkie naprawione skarpety a najbardziej lubi te wysokie, jak to kiedyś jedna z Was nazwała je w komentarzach "dla kangura".
Naprawiona seria skarpet, łatwa jest do identyfikacji, bo wszystkie skarpety po naprawie, mają w palcach szary kolor włóczki. Nie jest to typowa skarpetkowa włóczka (ta szara), ale do naprawy się nadawała. Lekko grubsza jest i bez domieszki włókna wzmacniającego włóczkę skarpetkową, ale jako drugie życie jeszcze posłuży, a o taki efekt w sumie mi chodziło.
Na zdjęciach pokazuję palcem od którego miejsca jest naprawiona skarpeta. Widać, że z włóczki prutej. Spieszyłam się, aby zrobić zdjęcia jeszcze przed praniem.
A Wy?
Lubicie naprawy? Czy wolicie nowe projekty?
Serdecznie Was pozdrawiam, witam nowe osoby obserwujące mojego bloga i liczę, że będziecie także coś komentować, nie tylko podglądać moje wpisy.
Serdecznie pozdrawiam
Pa pa!
Dziurawce w całej okazałości
Włóczki skarpetkowe są odporne na ścieranie
Ale mąż jest zdolny
Najpierw cięcie
Tak tak obcięłam nożyczkami
Teraz prucie podartego
Mamy włóczkę z odzysku
Na linii pozostawionej po odcięciu
nabieram oczka, jakie pozostały
I naprawione
Palcem Wam pokazuję naprawioną część
Szara wstawka w palcach
A w drugiej parze szaro beżowa,
bo szara się skończyła
I mogę już je włożyć do szafy
Można dalej je używać
Podziwiam, bo ja nie cierpię napraw. Nie cierpię też robótek ich wymagających, które leżą po kontach i łypią na mnie z wyrzutem. Często taka naprawa to niewiele roboty, ale ja i tak chętniej rzucam się zawsze na nowy projekt. Skarpety bardzo udane. Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuń