piątek, 31 października 2014

Nie lubię!

Każda z nas dziewiarek lubi wiele aspektów swojego hobby.
Nowe moteczki jak przyjadą do domu z ulubionej pasmanterii. Nowe gazety jak sobie kupimy z jakimś wzorem, który nas urzekł. Nowe książki o tematyce dziewiarskiej. Nowe drutki, albo etui albo żyłki albo markery, w każdym bądź razie tych aspektów lubienia jest dużo.

Aspekty "nielubienia"
A czy zastanawiałyście się kiedyś, czego nie lubicie w swoim hobby?
No więc ja się zastanowiłam i mam kilka przemyśleń, które może które może Was zaciekawią i zaintrygują.
Po pierwsze nie lubię (bardzo proszę nie śmiać się)

NIE LUBIĘ NOWYCH PROJEKTÓW.
a dokładniej 
Nie lubię zaczynać nowych projektów.

Nie lubię tego momentu, gdy kończę starą pracę i zaczynam nową. Owszem lubię jak moteczki sobie leżą i patrzę sobie na nie i wizualizuję je w nowym projekcie. I lubię ten moment jak planuję i rozrysowuję sobie wzór. Nawet lubię ten moment, jak rozpisuję sobie wzorek na znaki graficzne, czyli schemat, a potem jest taki moment, że trzeba wziąć ten nowy motek, i druty i zacząć to co powstało w głowie.
Zrobić próbkę. Zobaczyć jak włóczka układa się w dzianinie postanowić ile oczek narzucić na druty i zacząć
nową robótkę.
I tego momentu to ja po prostu nie znoszę. Potem jak już lecę trzeci rząd i następne- to niechciane uczucie mija, ale jednak pojawiło się i irytowało, kazało odwlekać moment nabrania oczek. Powodowało frustrację i niechęć.
Czy ktoś może zrozumieć to "nielubienie"? A jeśli może, to proszę aby mi wytłumaczył, dlaczego ja tak nie lubię tego momentu? A może jeszcze pomógł wyeliminować ten stan?
Mam na to jedną metodę, nie wiem czy najlepszą- otóż zanim zacznę pracę myślę już o następnej  robótce, albo szydełko jest takim przerywnikiem, które mnie potrafi zrelaksować między projektami drutowymi, także szyte zaległości albo dekupageowe.

Inne
Są jeszcze inne aspekty "nielubienia"  mojego hobby. Mianowicie patrzenie na każdą rzecz, którą mam wyrzucić pod kątem jej ewentualnego innego życia. Coś na zasadzie chomika, który myśli 
"a zapasów to ja mam dość, czy coś dopchnę jeszcze?" ;-)
Owszem, takie "przydasie" uratowały mi już nie raz różne sytuacje. Stare podszewki od torebek, idealnie nadają się na wszycie mężowi do kieszeni kurtki nowych wsadów podszewkowych, a drze je niemiłosiernie i stale.
Stare ekspresy od wsadów torebkowych także się przydają, podobnie jak cały metalowy osprzęt torebkowy. Zauważyłyście, że takie akcesoria torebkowe są dość drogie i nie każde pasmanterie je mają?

A pytanie dnia brzmi 
Czego Wy nie lubicie w swoim hobby i co was wkurza. A może nie ma takiej rzeczy? Może wszystko lubicie i każdy moment dorwania się do ulubionego zajęcia was relaksuje i odpręża?
Serdecznie Was pozdrawiam!



środa, 29 października 2014

PDDF- babcine kwadraty.

Projekt długofalowy
Czy lubicie projekty długofalowe? Pisałam Wam o PDDF-ach już, czyli o Projektach Dzierganych Długo Falowych. Pisałam wtedy o takich PDDF-ach, które trwają około miesiąca, a ten dzisiejszy jest z gatunku jeszcze dłuższego.Wiem, że dla niektórych osób jest to za dużo, wykonywać rzecz o dużych gabarytach, odwleczoną w czasie tak, że działa to po prostu demotywująco i zniechęcająco.
Ja takich rzeczy o dużych gabarytach mam kilka, a przypomnę Wam dzisiaj dwie szydełkowe takie prace.
Pierwszą jest koc/narzuta wykonana na szydełku, którą wykonała dla mnie moja przyjaciółka blogowa Erendis tu zobaczcie jej dzieło, pokazywałam je kiedyś na blogu, przypominam tylko.
Drugą taką rzeczą jest koronkowy obrus elementowy, który wykonałam sama dwa lata temu. Pokazywałam go Wam na blogu, jednak dość dawno więc przypominam tylko.

Aktualny PDDF
Ogłaszam, że właśnie zaczęłam kolejny projekt długofalowy. Zmierzam go wykonać na luzie i nie spinając się nim zbytnio. Będę go dziergać w tle. Znacie nazwę "praca komputera w tle" ? Myślę, że tak, ale jeśli ktoś  się jednak uchował, kto nie wie o co chodzi- już tłumaczę. To jest wtedy na przykład, kiedy program antywirusowy ściąga aktualizację, a my w tym samym czasie coś robimy na komputerze i widzimy, że z jakichś powodów nasz sprzęt wyraźnie i zauważalnie zwolnił. Ten koc to będzie moja praca w tle, jako przerywnik między innymi rzeczami, albo jak się zapnę na nim to zajęcie dopóki się nie znudzę.
Inne prace  będą pojawiały się i znikały na blogu, a ta będzie przez dłuższy czas niewidoczna, przynajmniej dla Was.
Mąż zapytał się mnie co to będzie, pokazując palcem na kwadrat. Powiedziałam, że koc dla niego, i że dostanie go za dwa lata ;-) Nie ma to jak konkret.
Tak więc mam dwa lata na wykonanie kocyka, ale super, nie? ;-) Czuję się zaplanowana i fajnie mi z tym.

Wzór kwadrata
Zupełnie nie wiem, czy jest to mój autorski kwadrat czy raczej praca odtwórcza. Nie korzystałam z żadnego schematu przy jego robieniu, ręce same znalazły zajęcie i wyczarowały go wiedząc jak powinien wyglądać. Jest na tyle prosty,  że możliwe, że już go ktoś przede mną odkrył. ;-)

A teraz kilka...
Kwadratów  "babcinych" tak na nie mówią szydełko-maniaczki. Nie wiem co w nich jest, ale ja powiedziałabym "magiczne kwadraty", bo wciągają i uzależniają.Siedzi sobie człowiek dłubie je i myśli, "no dobra jeszcze jeden i kończę" a potem powstaje kolejny i jeszcze kolejny...Wiem, że wiele osób je lubi i są popularne na blogach.
A teraz kilka zdjęć... z fazy produkcyjnej. Kiedy nie ma jeszcze konceptu na całość, a nowe kwadraty powstają spontanicznie i szybko.

Mam ich na razie 35 sztuk
Ciekawe jak będą wyglądać w kocyku?


Każdy kwadrat powstawał spontanicznie według
wzoru jaki wymyśliły dłonie


Najpierw kolory także łączyłam spontanicznie


Potem kolory łączyłam według  pewnego dopasowania


Na koniec zajrzałam do koszyka 
i znalazłam jeszcze trochę
końcówek włóczkowych do wykorzystania w kocu


Dumam jeszcze jakim kolorem włóczki
 połączyć ten misz- masz kolorystyczny


Myślę, że albo jakiś ciemny fiolet może to być
albo nawet fuksja...


I kto by pomyślał, że z tych elementów powstanie całkiem spory koc? Na razie mam mniej więcej 10% koca ;-)


A pytanie dnia brzmi...
Czy  lubicie projekty długofalowe? Czy chętnie bierzecie się za takie? I czy lubicie ten moment, kiedy kończycie taką pracę?
I czy  już zaczarowały Was "babcine" kwadraty?
Serdecznie Was pozdrawiam!

poniedziałek, 27 października 2014

Dwa prosiaki to nie jeden

Dwa prosiaki to nie jeden- w moim domu mieszkają dwa samce rasy świnka morska. Więcej zajmują miejsca, więcej  jest przy nich pracy, ale i więcej frajdy. Jeden świnek ma 4 lata a drugi dopiero rok. Chociaż po roku okazało się, że pary z tego świńskiego duetu, to nie będzie, jednak podjęłam próbę osadzenia ich w jednym i tym samym lokum, bo co dwie świnki to nie jedna. Dwie to stado, a te zwierzątka są towarzyskie i stadne.

Brąziek vel Fredziu
Jest naprawdę śliczną świnką bardzo wesołą i towarzyską. Dużo chrumka ćwierka i gada w świńskim języku. I dużo wygląda z klatki patrząc na mnie w oczekiwaniu na smakołyk, albo zwyczajne towarzyskie rozrywki, czyli wyjęcie go i wygłaskanie. Lubi jeść jabłka, nie lubi specjalnie papryki. Lubi bliskość człowieka, czyli swojego stada. Proszę niech Was jego słodkie oczka nie zmylą, trafnie pasuje do niego określenie "bandyta" jakie nadał mu pan weterynarz, gdy odkrył jego płeć, naprawdę potrafi być wredny, choć nie dla mnie. Gryzie męża jak mu dokucza i Tymka.


Tymek
To mocno wyluzowany prosiak. Zna zapachy domu, nic go nie stresuje i niczego się nie boi. Wie, że żadna krzywda tu go nie spotka. Większość czasu leży słodko rozciągnięty z wyciągniętymi tylnymi łapkami i śpi. Śpi gdy córka gra i nie przeszkadza mu to wcale, w ogóle jak śpi to mało co mu przeszkadza. Był pierwszym prośkiem, który zamieszkał u nas na dłużej. Nie wiedzieliśmy wtedy, że te zwierzątka muszą być wybiegiwane regularnie, ani że potrzebują w sezonie zimowym stałej ilości witaminy C.
 Lubi paprykę a najbardziej na świecie zielonego ogórka. Średnio lubi jabłka, no chyba, że pestki z niego, które namiętnie wydłubuje. Lubi ciepełko i spokój.

To jest jego starsze zdjęcie, po chorobie depresyjnej,
kiedy mocno schudł i świnek i nasz portfel



Chłopaki razem 
No generalnie działo się, mogę tak podsumować. Dużo warczenia było i nastroszenia i przechadzania się wokół siebie. Tymek mocno akcentował, że Fredek jest na jego terytorium. Ganiał go uparcie a Fredek zwiewał jak rakieta. Jak się prośki zmęczyły spały. Dawno już nie widziałam Tymka tak pobudzonego, ale i tak zmęczonego też nie. Spały przeważnie na zmianę, jakby jeden pilnował stada a jeden mógł tylko odpoczywać.
Jak wypoczęły- Tymek  ponownie demonstrował, że to jego teren, że jest większy i że trzeba go słuchać i mu się podporządkować. Fredek wyglądał na zmęczonego tą dominacją i namolnością Tymka.
Noc spędziły wspólnie. Słychać było jakieś piski w nocy, ale nie reagowaliśmy zgodnie z radą, że jak krew się nie leje, trzeba je zostawić w spokoju, żeby sobie ustawiły hierarchię. Po jednej dobie sytuacja wyglądała tak, że Fredek złośliwie podgryzał Tymka, a jak Tymkowi to się znudziło, to go ganiał wokoło klatki usiłując wleźć mu na plecy i pokazać kto tu rządzi.
Wieczorem dałam spokój. Obie świnki potrzebowały wypoczynku i poszedł Fredek do siebie. Wyglądał na zadowolonego, że nikt go nie gania i że ma spokój. Tymek też zaraz się ułożył i odpoczywał po wizycie towarzyskiej kolegi.
Następnego dnia znowu Fredek poszedł na dłużej do Tymka. Sytuacja się powtarzała. Gonitwy, podgryzanie, piski. Fredek tak był zmęczony namolnością Tymka-dominanta, że zagrzebał się cały w sianie. Tymek mu nie odpuścił wszedł do niego  i wykurzył go nawet stamtąd.

Najpierw jadły sianko w takiej odległości od siebie


 
Po kilku dniach razem
Zaobserwowałam, że przeważnie popiskuje Tymek, bo Fredek złośliwie go gryzie, bez żadnego widocznego powodu, w jego najdelikatniejsze miejsce  .....czyli uszy. Fredek jest w ogóle silniejszy i aktywniejszy. Tymek nie chce zostać mu dłużny i nadal go trochę gania i depcze łapami. Widzę, że już leżą w swoim bezpośrednim pobliżu. Widzę także, że zazdrosne są o siebie bardzo.O mnie jest zazdrosny Fredek, a o męża Tymek. Obie świnki motywują się wzajemnie do jedzenia, można powiedzieć, że ciągle obie żrą ;-)


Tak jadły sianko dzisiaj


 Bardziej ciekawski jest Fredek


I bardziej żyrty, ale dzięki niemu i Tymek ma apetyt
chyba odpala mu się konkurencja żywieniowa ;-)


Mieszkają już drugą dobę razem. Jakby tolerują się, ale jeszcze daleko im do tego, żeby spały wtulone w siebie. Wierzę, że się polubią i będą dobrym stadem ;-)

Serdecznie Was pozdrawiam!

czwartek, 23 października 2014

Fioletowo i zimowo

Sroka złodziejka
Mieszka u mnie sroka złodziejka, co wnikliwie ogląda każdą nową rzecz a tę,  która jej wpadnie w oko porywa, albo przynajmniej próbuje porwać. Zestaw zimowy zielony wyszedł mi przypadkiem za duży, więc został dla mnie. Tym kolejnym fioletowym zimowym  zestawem udobruchałam srokę, po przejęciu jej zielonego kompletu ;-)

Komplet zimowy
Zestaw jest wykonany z akrylowej włóczki, wykonany podwójną nitką  z zapasów koszykowych i na dość  grubych drutach, bo KP 5 mm drewno. Szalik jest to zwykły pojedynczy ściągacz, czyli jedno oczko prawe na jedno oczko lewe, jak widzicie wyszedł  mi dość szeroki i ciepły, młoda jest z niego zadowolona mam nadzieję, że będzie w nim biegać z radością.
Czapka natomiast  jest wykonana pełnym ściegiem patentowym. Zieloną z linkowanego wyżej posta wykonałam półpatentowym wzorem, a w tej poszłam na całość i na grubość, bo pełen patent jest znacznie grubszy a zatem i cieplejszy. Oczka zbierałam w 4 miejscach, wyszła fajna rozetka na czubku głowy. Pompon obowiązkowo musi być w czapce, więc jest, chociaż zabierałam się za niego jak przysłowiowy pies za jeża.

Zdjęcia
Wykonałam w sesji podłogowej i krzesłowej. Na zestaw na głowie jest jeszcze za ciepło, poza tym młoda i tak chora, więc do pozowania zupełnie się nie nadaje, chyba, że ubrałabym ją w zestaw w łóżku....  ;-)


Bardzo podoba mi się pompon w tej czapce
To zdjęcie poniżej wykonane jest przy świetle dziennym 
Dość dobrze oddaje kolor czapki


Tu widać jak zbierane były oczka w czapce
Na dole nad  ściągaczem 2 rzędy, wykonane są 
ciut inaczej, wygląda to jak wypukły ozdobny pasek



Techniczne
Na czapkę z szalikiem poszło mi 5,5 motków po 100g,  włóczki akrylowej dawnej polskiej firmy produkcyjnej, podaję tę informację, bo nieraz przydają się innym takie dane jak ilość zużytej włóczki.
Dziergałam podwójną włóczką na drutach KP 5 mm drewno. Wymiary szal ma następujące 29, 5 cm szerokość a długość 185 cm.
Ilość zużytej całkowicie włóczki: 560 g akrylu o nieznanym metrażu.

U mnie... dziewiarsko i nie dziewiarsko
Jest u mnie jest teraz czas totalnych  porządków czyli ściery. Wiem, wiem nie każda z nas lubi takie zajęcia, no ale jak nie ma co się lubi... to się lubi co się ma i jeszcze cieszy się tym ;-) przynajmniej ja mam takie podejście ;-)
Dlaczego czas ściery? Sprzątam, znowu sprzątam, wywalam, układam i znowu sprzątam. Piorę, myję, wyrzucam śmieci, wydaję za małe na córkę rzeczy, sprzedaję zbędne mi już książki, kupuję nowe, naprawiam zniszczone rzeczy z garderoby. Wygospodarowuję nowe miejsca i na nowo je urządzam słowem prawa wre.
Na drutach zaraz wrzucę  nową pokazywaną wam w zamyśle bluzeczkę. Musiałam jednak najpierw, pokończyć stare rzeczy, żeby zacząć nowe postanowiłam być poukładana ;-) tak na maksa ;-)
I wiecie co? Podoba mi się ten stan ;-) 

A pytanie dnia brzmi
Czy już  zapadłyście jak miśki w sen zimowy? Czy tak jak ja wykorzystujecie każdy czas na przygotowania do zimy?
Serdecznie Was pozdrawiam

piątek, 17 października 2014

Bluzka czy sweter?

Czarny koń
Te spodnie to był taki gadżet garderoby, który pasował mi do bardzo wielu rzeczy. Taki "czarny koń" mojej szafy, ponieważ po recyklingu i zestawieniu ich z jeansem ich właściwości jakby się zmieniły, postanowiłam pomyśleć z czym je mam w zasadzie zestawić. Mam na myśli oczywiście górę ;-)

Bluzka czy sweter?
Idzie zima, więc pomyślałam sobie, że zestawię te spodnie z dzianinową górą. No tak, raźniej mi się zrobiło jak już sobie pomyślałam z czym zestawię te spodnie. A potem zaczęłam szukać włóczki w kolorystyce pasującej do tych portek. I tu zaczęły się schody, bo odcieni dżinsowych jest sporo... Więc może nie dżinsowy akcent a brązowy? A jeśli brązowy to jaki odcień, żeby pasował i nie gryzł się z tymi wstawkami dżinsowymi?
I jeśli dzianinowa góra to bluzka czy sweter? Zastanawiam się nieraz nad takimi rzeczami, a wy? Bluzka  według tej skromnej definicji jest ogólnie górną częścią ubrania kobiecego, jeśli logicznie rozpatrujemy to bluzka nie jest dzianinowa. Sweter jest dzianinowy według słownika języka polskiego. Jak to w sumie jest? Przecież język polski jest żywy a te z nas dziewiarek, które siedzą dłużej w dzianinach stwierdzą, że i owszem bluzka dzianinowa jak najbardziej może być. Czym różni się więc bluzka dzianinowa od swetra? No i tu zrobiło się ciekawie w moich dywagacjach. Bo może niczym się nie różni? A jeśli niczym to może słownik języka polskiego wprowadzający rozróżnienie bluzki od swetra, robi to jednak wcale nie głupio?
Ja bym jednak zaryzykowała mówiąc, że bluzka może być dzianinowa. Wprowadziłabym jednak takie rozróżnienie. Może się ze mną zgodzicie, a może nie? Moim zdaniem bluzka dzianinowa, od swetra różni się grubością. Może się mylę i jeśli tak jest, to moje mądre czytelniczki z pewnością mnie poprawią. Sweter: może być rozpinany albo wciągany i jest grubszy zazwyczaj. Bluzka dzianinowa- moim zdaniem także może być wciągana, ale z pewnością będzie cieńsza.

A więc będzie bluzka
A więc powstanie do tych spodni bluzka dzianinowa., tak sobie postanowiłam. Wciągana. Prosta. Z długim dopasowanym rękawem. Z kieszonkami mi się marzy. Z pęknięciem z tyłu na karku, które zapinane będzie na guziczek, albo  na metalowy suwak, bo i taki prosty akcent  mi się podoba.

A tu sobie narysowałam mniej więcej o co mi chodzi



Bluzka powstanie z tej wełenki o nazwie Aladino Cammello Sądzę że 6-7 motków pozwoli spokojnie zrobić taką bluzeczkę w moim rozmiarze. Podoba Wam się włóczka jaką wybrałam na bluzeczkę dzianinową do tych spodni?



Na zdjęciu poniżej kolor włóczki bliższy jest prawdziwego  




A moje pytanie dnia dzisiejszego  jest naprawdę proste...
Czy któraś z Was kobitki, o moich plus minus gabarytach 46/48/50- miałaby ochotę na taką bluzeczkę do spodni typu rurki?
Pytam, bo nie wiem czy zapisywać swoje notatki  na taką bluzeczkę czy nie? Same wiecie, narabiać się w stylu sztuka dla sztuki to nie ma sensu...,. ale jeśli byłaby jakaś chętna kobieta, a najlepiej kilka... mogę się pokusić o robienie notatek i rozpisanie takiej dzierganej dzianinowej bluzki.
I co? Są chętne? :-)
Serdecznie Was pozdrawiam!



niedziela, 12 października 2014

Cobweb in shawl's lace

Tym razem mam dla Was...
Coś z czym długo zwlekałam, w sensie pokazania Wam. Chciałam zrobić jeszcze zdjęcia rozłożonego szala, najlepiej w terenie i wreszcie mi się to udało. Chciałam, aby dobrze było widać wszelkie detale takie jak wzór, delikatność, jego rzeczywisty kolor i wielkość. Tak, ponownie jest to moje ażurowe dzierganie w formie szala. Jest cieniutki jak mgiełka i tradycyjnie już lniany. Powstał z konkretną myślą, jako uzupełnienie mojej wieczorowej sukienki na wesele. Sukienka długa, czarna prosta i połyskliwa potrzebowała jakichś akcentów ożywiających.
Szal ma wymiary sporo większe, niż ten prezentowany przeze mnie ostatnio, bo i znacznie szerszy i dłuższy jest. I zdecydowanie bardziej ażurowy. Kolor jak widziecie-chyba najbardziej kobiecy z możliwych, bo czerwony.

Projekt Cobweb in shawl's lace
 Prawda, że wspaniale prezentuje się w sesji jesiennej foto?

Tu chciałam pokazać jego rzeczywistą wielkość i ażur


Niedbale powiewa na wietrze


A tu grzecznie złożony


I jeszcze raz jesienne liście...
I złożony, w naturalnym środowisku



Kolejna wersja szala ażurowego nazwałam go "Cobweb in shawl's lace". Jest tym razem dwu-funkcyjny, może być szalem, albo bolerkiem po zapięciu 8 guziczków. Bardzo prosty patent, naprawdę polecam!!!








Dane techniczne
Waga szala 120g. Druty KP drewniane 4mm.

Pytanie dnia

Czy lubicie takie dodatki do sukien wieczorowych jak szal?
Serdecznie Was pozdrawiam!!!

czwartek, 9 października 2014

Jaki jest prosiak, każdy widzi...

W tym poście opowiadałam Wam o zwierzaczku jaki zamieszkał w naszym domu, czyli o śwince morskiej. Tymek jest u nas ponad 4 lata, to zadziwiające  jak ten czas szybko leci. Jest bardzo spokojnym zwierzątkiem i typowym facetem, szybciej zdechnie niż pokaże, że coś chce. To ten typ zwierzątka co jak śpi wyciągnie łapki, ułoży się na boku i świat dla niego nie istnieje. To taki prosiak, co patrzymy na niego uśmiechamy się i mówimy
-" Ale słodziak".
W tym poście pisałam Wam jak rodzina świńska się rozrosła. Jak dołączyła do nas Brązia, jak aklimatyzowała się pisałam tu
I w zasadzie mogłabym na tym poprzestać, gdyby Brązia nam nie zachorowała. Poszliśmy z nią do weterynarza na dłuższe leczenie, znowu ganialiśmy tam w odstępach tygodnia. Także  Tymka musieliśmy zanieść na oglądanie,  bo pan doktor chciał zobaczyć czy  na pewno jest zdrowy.

O Brązi co nie jest Brązią
Już na pierwszej wizycie okazało się, że Brązia to nie Brązia. Pan doktor wysłuchał mnie bardzo cierpliwie, jak ostatnio miała ruję (zabijcie mnie naprawdę byłam pewna,że to ruja, miała jakiś śluz z zadka i tak rozpłaszczała zadnią stronę nadstawiając Tymkowi ją do wąchania...) Pan doktor uszczypnął Brązię w okolicach zadka Brąziek pisnął, a pan doktor powiedział:
- "Ty..." cytuję "jajka masz, Ty facet jesteś"
Nie muszę mówić, że cała nasza rodzina stała rozdziawiwszy gęby...
"Jak to facet? Ona miała być dopuszczona do Tymka niedługo... My mamy chętną rodzinkę z  dziećmi na ich  potomstwo...."
Taaak  życie zaskakuje czasami.
Musieliśmy znajomym wytłumaczyć, że nie będzie małej świnki dla nich. Że muszą oględnie wytłumaczyć oni z kolei swoim dzieciom, że to para nie będzie miała młodych i nie zamieszka razem .... bo Brązia nie jest już Brązią."
Pan doktor tylko się śmiał z całej sytuacji, bo nam to do śmiechu wcale nie było, że szybką operację "zmiany płci" mamy na tej pierwszej wizycie ekspresowo i gratisowo.
Tak więc wracając do zakupu Brązi, sprzedawca nie odróżniał narządów zwierzątek, które sprzedawał.
Zapytacie, jak to się stało że i my nie odróżniliśmy, mamy przecież samca w domu... więc powinniśmy wiedzieć, że drugi to też chłopak, no przynajmniej jak podrósł trochę...
No może powinniśmy ale nie odróżniliśmy. No bo co było odróżniać, jak dziewczyna to dziewczyna i nikt jej potem w tyłek nie patrzył jak rosła.
Kiedyś co prawda jedna rzecz dała mi do myślenia... Na świniakowych stronach czytałam, że samce warczą, węc jak Brązia warczała, to się zdziwiłam jak to świnka od świnki potrafi się nauczyć dźwięków różnych (o tym też czytałam) zupełnie nie przyszło mi do głowy, że nie musiała Brązia (co jest Fredziem albo Brąźkiem) się uczyć, bo już to umie.

Co dalej...
A dalej to znajomi kupili małą świnkę, oczywiście samiczkę, bo na nie było zapotrzebowanie, wabi się Czarnulka. I bij zabij nie wiemy na 100%, czy to nie kolejny samiec. Bo po ryju ni cholery nie widać, a u niektórych mniej uposażonych samców także nie widać, co to one są. Ponieważ zakup był u tego samego sprzedawcy, możliwe naprawdę bardzo możliwe, że to kolejny facet. A ma być samicą, bo 2 samce już czekają  na jej dojrzałość płciową. ;-)

Nie wierzyłam długo....
Nie wierzyłam długo weterynarzowi. Naprawdę przyznaję się bez bicie i powiedziałam nawet raz, ze się nie zna,  ale znał się. Co prawda Tymek piszczy do Brąźka zwanego Fredziem, a Fredziu chętnie  wskakuje do klatki Tymka... ale dzieci z tego nie będzie. One po prostu się lubią, bo się znają i są towarzyskimi świnkami. Chociaż Tymek pokazuje Fredkowi, że jest starszy i że ma się go słuchać. A Fredek trochę uległość pokazuje, ale tylko trochę, bo czasem łapami na Tymka się zasadzi.

O Brązi nie Brązi
Brąziek vel Fredek ma zupełnie inny charakter niż Tymek. Jak chce jeść to żre kraty aż trzeszczy, zupełnie jak samiczka, którą mieliśmy kiedyś. Głośno kwiczy i pokazuje co on chce. Jest bardzo towarzyski i często domaga się uporczywym patrzeniem, żeby go wziąć i pomiętosić, bo on się nudzi a kontakt z ludźmi, to on uwielbia. Mógłby zupełnie zamieszkać na kolanach, albo wtulony w rękę. Jak był chory i nie mogłam go brać na siebie, tylko w miejsca, gdzie można było je zdezynfekować, to nie uwierzycie mi pewnie, ale spragniony bliskości i czułości, wtulał się w dwie słonie złączone nadgarstkami a otwarte dłońmi. Wtulał się jak małe dziecko, "jestem chory i jest mi źle, przytul mnie". Zaspokajał w ten sposób potrzebę ciepła i bliskości.

Tak wygląda dorosła Brązia nie Brązia
I zabijcie mnie, dla mnie ma mordę dziewczyńską. Miłą i bardzo słodką. Ponad miesiąc oswajałam się, że w domu są dwa chłopaki. I nie pasuje już do niej określenie " Ty wariatko" no chyba, że powiem "Ty wariacie" to owszem pasuje.
I w życiu bym nie pomyślała, że płeć można tak łatwo zdiagnozować za przeproszeniem "szczypiąc chłopaka w j......a." no cóż, jak Czarnulka znajomym podrośnie, to z premedytacją pójdę poszukać u niej atrybutów męskich i ją uszczypnę. Jak znajdę i piśnie, znaczy się chłopak.

Dla fanów tych miłych zwierzątek zdjęcie dorosłego Fredko/Brąźka...



Serdecznie Was pozdrawiam!

niedziela, 5 października 2014

Farbowanie tkanin - odc 3 farbowanie w pralce.

Wstęp, czyli farbowanie ciuchów w pralce
Witam serdecznie wszystkie maniaczki farbowania ;-) i nie maniaczki farbowania również.
Tu post odcinek 1
Tu post odcinek 2
Dzisiaj pokażę Wam totalną nowość dla mnie, czyli farbowanie w pralce.Może już spotkałyście się z tym produktem szybciej niż ja, ale jeśli nie spotkałyście się, to super bo ten post jest właśnie do Was.
Genialna sprawa z farbowaniem w pralce, zwłaszcza dla dużych gabarytowo rzeczy typu kurtki, które nie bardzo chcą się nam przy farbowaniu do garnka zmieścić. Sądzę, że jak farbujemy kilka par spodni, albo większą ilość rzeczy na dany kolor na raz, to także ten patent jest bardzo pomysłowy i zwyczajnie bardzo wygodny. I o tyle fajny, że zupełnie nie babrzemy się w garnkach, nie mieszamy, nie angażujemy naszego czasu do farbowania, nie brudzimy  misek czy zlewów wodą  z płukaniem, nie trudzimy się praniem etc.
Wszystko odwala za nas pralka. Kto wynalazł to cudowne urządzenie? Tu dla dociekliwych link.

Test na ciuchu
Bardzo proszę oto moja kurtka bawełniana, ciemnozielona, mocno podniszczona ganianiem w niej sporej liczby sezonów. Bardzo ją lubiłam nie ukrywam i chętnie nosiłam. I fason mi pasował i nie za gruba była i na jesień jak znalazł, bo kaptur bardzo funkcjonalny posiadała i przydatny na niespodziewany deszcz jesienny.
Znajoma sprezentowała mi opakowanie takiej farby. Nie muszę mówić, że zachwyciła mnie ogromnie perspektywa ufarbowania tej kurtki, a tym samym odratowania jej i ponoszenia jeszcze troszkę. Pisałam Wam, że jak coś lubię, to albo noszę aż samo spadnie z tyłka, albo takie spadające jeszcze ratuję, bo chcę nosić oczywiście dalej i uparta jestem w tym działaniu.
Nie wiem czemu nie ma jeszcze na rynku u producentów takiej opcji jak "wieczysty ciuch". Coś co Ci pasuje, co jakiś czas odnawiasz zakup u producenta w ciemno. On sprzedaje i ma ruch w interesie, Ty masz to co lubisz, czyli każdy zadowolony.  Ot pomarzyć fajna sprawa.....
Przed
Zdjęcie przed farbowaniem Wam zrobiłam, o proszę,  dla orientacji co było przed zafarbowaniem, jaki kolor i w ogóle powiedzmy, że jest to nasz punkt odniesienia.


 Zniszczenia przy rękawach
prawda, że obrazowe zdjęcie?


Farbowanie i po ufarbowaniu

Tak wygląda farba jak wsadzamy ją do bębna z opakowaniem


I kilka zdjęć jak farba rozpuszczała się w pralce. Genialna sprawa!


Tak ustawiłam pralkę, zero prania wstępnego


Farba rozprowadza się zobaczcie granatowy kolor z przodu
nie panikujemy...


Kurtka jest oczywiście  ta sama na zdjęciach poniżej, ma tylko przy rękawach przed ufarbowaniem doszytą bawełnianą białą lamówkę, bo materiał się przetarł już na wylot. Chciałam, żeby po odnowieniu, nie była przetarta przy rękawach, więc tak wymyśliłam sobie to wykończenie, zwykła bawełniana lamówka świetnie się ufarbowała.
Farba jest jedno opakowanie na 0,6 kg wsadu. Nie reklamuję farby. Pokazuję tylko, że coś takiego jest na rynku, ale jeśli ktoś jest zainteresowany nazwą farby to proszę o kontakt @ albo proszę poszukać na portalu znanym wszystkim na a.


Rzut okiem na naprawiony rękaw
Widać, że tu mniej równo jest ufarbowana
zapewne przyczyniło się do tego niepotrzebne wywinięcie
rękawów na lewą stronę...


 Nie złapał kolor na...
Podszewka pozostała zielona. No wiadomo, syntetyczna przecież. Suwak -wiadomo plastik się nie zafarbuje i jeszcze tło suwaka, bo wiadomo syntetyczne. Zaskoczyło mnie jednak to, że nie ufarbowały się ściągacze w rękawach. No cóż , także musiały być syntetyczne, ot nie wiedziałam tego. Reszta jest ciemniejsza jak widać.


Podszewka zielona, w użytkowaniu jest wewnątrz,
 więc nie widać jej i nie przeszkadza to, że nadal jest zielona


Najładniejszy kolor, złapało wszystko to, co było blisko farby
czyli np. kaptur czy troczki ściągające kaptur

  

Błędy jakie popełnioniłam
Jak widzicie popełniłam także błędy, bo tak idealnie nie ufarbowała się kurtka.
1-kurtka waży więcej niż 0,6 kg więc kolor nie wyszedł zupełnie ciemny granat
2 - na opakowaniu napisali, żeby kurtkę wywrócić na lewą stronę podczas farbowania. Ok, ale rękawy niepotrzebnie wywinęłam na lewą stronę, na dole przez to gorzej ufarbowały się.

Plusy farbowania
Kurtka ma odnowiony ogólny wygląd, dużo lepiej się prezentuje. Zamaskowały się zniszczone rękawy. Koszt odnowienia jej był dla mnie zerowy, bo farba była prezentem od znajomej, której w tym miejscu bardzo za nią jeszcze raz  dziękuję ;-) Została już zapakowana jesienna kurteczka do szafy i oczekuje swojego użytkowania.

I na koniec porównanie przed i po razem, chociaż dzisiaj dzień był słoneczny więc zdjęcie z prawej jest "rozjaśnione" słońcem. Podłoga jest taka sama, ale przez dzisiejsze światło, trochę inna na zdjęciu porównawczym.




A pytanie dnia brzmi
Czy czujecie się zainspirowane tym wpisem do ufarbowania sobie czegoś?
Czy podoba Wam się (pomimo popełnionych przeze mnie błędów) ogólny efekt uzyskany po ufarbowaniu kurtki? I czy znałyście w ogóle farbowanie w pralce?
Serdecznie Was pozdrawiam!

piątek, 3 października 2014

Jesienne przygotowania do zimy

Wstęp

Mam tyle Wam do pokazania, że publikując posta, długo się zastanawiam co teraz Wam pokazać, to czy tamto. Tradycyjnie bowiem robię równorzędnie kilka rzeczy i zupełnie innych, ale niech będzie -pokażę dzisiaj Wam ten zestaw zimowo jesienny. Powstał szybko i już dzisiaj został zapakowany do szafy, znaczy się zaliczony do rzeczy do użytkowania. ;-)

Bajka o zestawie
Dawno temu robiłam taką wymiankę z koleżanką z bloga EllClavell. Czapka jaką wtedy wykonałam bardzo mi się spodobała a i szalik był niczego sobie, chociaż jego wzór był prostym i skromniutkim rozwiązaniem. Tak więc moje ręce same praktycznie zagospodarowały tę zieloną koszykową włóczkę, jak już wiedziałam że zimowy zestaw z niej  zrobię. Jest to jakaś mieszanka wełny z akrylem jak podejrzewam, niestety nie mam banderoli od włóczki, ale jest dość miła gruba, miękka i ciepła. Wcale nie podgryza, ale i nie skrzypi na drutach, więc  nie jest czysty akryl, może nawet więcej jest w niej wełny albo w ogóle sama wełna to jest.
Wzór na szalik lekko zmodyfikowałam., wzór jest więc po obu stronach inny, ale obie strony pasują do wzoru czapki. Czapkę dodatkowo ozdobiłam sobie pomponem, dodając do niego fragment włóczki bąbelkowej o podobnej kolorystyce.
Zestaw miał być generalnie dla córki, do jej nowego jasnego płaszczyka, ale nie wiem czy będzie, bo czapka zupełnym przypadkiem wyszła mi większa.... i pasuje raczej na moją głowę. Więc może jednak, to mój zestaw zimowy będzie, przecież zielony to jest wybitnie mój kolor ;-)

Udało się
Zostały poczynione próby przejęcia zestawu zimowego, przez moją srokę-złodziejkę, były nawet pretensje i dąsy ;-)...ale po racjonalnym wytłumaczeniu, że czapka jest przecież za duża, że jej pruć nie będę, bo się nie opłaca, argumentacja trafiła nareszcie do adresatki. Tak więc hura! Mam nowy zestaw zimowy ;-)
Oczywiście sroka musiała zostać pocieszona, więc kolejny zestaw zimowy już się dzierga na drutach moich, a uzyskany efekt nawet mi się podoba.Także kolor chyba bardziej do niej będzie pasował.
A teraz prezentacja, najpierw podłogowa, czyli płaska i na razie innej nie będzie bo ciepło się zrobiło.

 Czapka z małym pomponem




do którego dodałam troszkę włóczki z bąbelkami

 A szalik jest dwustronny


 Pompon z bliska bąbelkowa się zaprezentowała 
włóczka, która jest dodatkiem tylko i nie dominuje wcale
 Szalik jest naprawdę długi


Pytanie dnia brzmi
Ile zestawów zimowych już wydziergaliście rodzinie i znajomym w tym sezonie? A może dopiero przesiadłyście się na produkcję otulaczy i czapek?
Ja swój sezon czapkowy uroczyście ogłaszam za otwarty.
Serdecznie Was pozdrawiam!