poniedziałek, 9 czerwca 2014

Do trzech razy sztuka

W tym poście pokazywałam Wam tunikę. Zapewne większość z zaglądających do mnie dziewiarek popuka się palcem w czoło, jak powiem, że tunikę sprułam w korpusie aż do linii biustu. Zważywszy, że robiłam ją na drutach 3 mm, to naprawdę sprułam kawał dzianiny i mojej krwawicy.
Czemu tak zrobiłam?
Nie leżała mi ta tunika. Na biodra dodane było za dużo oczek, za szeroka była w biodrach przez co, przekręcała się bardzo często. Linia dopasowująca w talii, zarówno  z przodu jak i z tyłu, była zbyt wyrazista w gotowym wyrobie i irytowała mnie.
Dawno już doszłam do wniosku, że nie noszę rzeczy, których nie lubię. Same więc rozumiecie, że pomimo prób z polubieniem tuniki, w praktyce wyszły minusy i były na tyle irytujące, że nie wytrzymałam i sprułam ją.
Czekam na dwa brakujące motki do wykończenia bawełnianej sukienki, więc znalazłam sobie robotę zastępczą.
Tak więc do trzech razy sztuka. Po raz ostatni robię tę tunikę, gdybym zarobkowo miała się utrzymać z robienia na drutach, chyba bym nie wyżyła, bo mój własny perfekcjonizm wykończył by  mnie w tej materii.





Pytanie dnia
Czy także jesteście bezkompromisowe i dążycie do wyznaczonych celów? Czy jak Wam się coś nie uda zniechęcacie się? Czy jak ten ślimak, z mozołem podejmujecie kolejną próbę, wdrapania się na szczyt?
Ciekawa jestem waszych odpowiedzi. A może opiszecie mi swoje zmagania, z najbardziej irytującą dzianiną jaka Wam się przytrafiła?

Serdecznie Was pozdrawiam!!!



19 komentarzy:

  1. Kiedyś uważałam, że schematy są "święte" i nie wolno ich modyfikować bo przecież autor schematu wie lepiej niż ja jak dana rzecz powinna wyglądać. W efekcie powstawały rzeczy, które zamiast cieszyć tylko mnie irytowały. A to bolerko wyszło za duże, a to środek serwetki falował. Teraz jak coś mi się nie podoba to pruję i robię od nowa. Zdarzyło mi się, że karczek do tuniki robiłam trzy razy: raz wydawał się za mały, potem był za duży (robiłam wg tego samego schematu ale luźniej przerabiałam oczka), w końcu wyszedł w sam raz.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Projekt był własny więc sama siebie nie zadowoliłam można by powiedzieć, ale Beva bardzo dziękuję Ci za te słowa , bo już się martwiłam, że ze mną jest coś nie tak ;-) Serdecznie Cię pozdrawiam.

      Usuń
  2. Wcale ci sie nie dziwie,ja tez tak mam.Jak mi cos nie lezy,to poprostu pruje.Nawet moj slubny sie pyta,czy kiedys cos zrobie,a potem juz nie spruje.Tak bylo z kocykiem dla mojego wnusia.Probowalam i prulam.Okazalo sie z tego wszystkiego,ze poprostu wloczka mi nie lezala(corcia zazyczyla sobie szarej).Sprobowalam chyba ze 20 wzorow,a jka zmienilam wloczke,to i kocyk jest na wykonczeniu,mozesz zobaczyc na moim blogu"graszka".Dla mnie jestes najnormalniejsza osoba.Po co ma lezec w szafie,jak po przerobce mozna nosic.Zycze wytrwalosci i pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja już nawet się nie chwalę rodzinie, że pruję.... po prostu robię swoje. W tym przypadku wahałam się czy spruć, żal mi było zmarnowanej pracy.. Idę zobaczyć kocyk.

      Usuń
  3. Jak coś mi nie wychodzi to pruję, nawet kilka razy. Nie zostawiam na później bo wolę mieć problem z głowy.

    OdpowiedzUsuń
  4. Mój Mąż śmieje się, że najlepiej idzie mi "zwijanie kulek" - czyli prucie. Szkoda dziergać, jeśli sweter lub cokolwiek innego ma leżeć w szafie. Mój sweter z koła robiłam, prułam, poprawiałam 3 razy - to jest wersja oficjalna ;) Podejść było więcej. Teraz kończę mam nadzieję ostatni raz :) ma grać i już. Kogo stać na kupowanie włóczek, robienie swetra i upchanie go w szafie "bo nie leży" ?
    Także pruj kiedy trzeba i nic się nie przejmuj :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Ja również tak mam , że pruję bez zastanowienia.

    Najgorszy problem miałam ostatnio, kiedy klientka przysłała mi włóczkę kompletnie nie nadającą się na szydełkową bluzkę i niestety taką bluzkę sobie zażyczyła....
    Robiłam i klęłam ;) Na szczęście poleciała już do klientki.... Niestety nie znam opinii czy jej się spodobała. Na razie cisza. Ale przekonać się nie dała, że po prostu to nie była włóczka na szydełko....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że mogę pozwolić sobie na luksus zadawalania samej siebie, w kwestii dziergania. Nie wiem, czy umiałabym się zdobyć na robienie, tak jak opisujesz bluzki z włóczki nie-szydełkowej, przecież to jakiś horror normalnie, a przynajmniej niezła męczarnia i niesamowite ćwiczenie się w cierpliwości.
      Rozważałam długo to prucie. Nie szło inaczej.

      Usuń
  6. Mało sobie ubrań dziergam, więc w większości jestem zadowolona ze swoich wypocin :-) Ale oczywiście uwielbiam pruć i wcale mi nie żal czasu, jaki spędziłam nad robótką.
    Bardzo jestem ciekawa Twojej sukienki... już nie mogę się doczekać, kiedy ją pokażesz.
    Pozdrawiam serdecznie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kasiu czekam, aż pojawi się w Biferno nowa dostawa włóczek. Basia była tak miła, że domówiła brakujący mi kolor. Tak naprawdę sukienkę mam prawie do linii kolan dociągniętą. Więc jakieś 2 dni pracy i jest skończona. O ile tylko dotrą te motki mi brakujące. Bo jak nie.... to się zapłaczę....

      Usuń
  7. Witaj,
    Moim zdaniem prucie nie jest czymś nadzwyczajnym i każdej z nas się to zdarza.
    Jeśli projekt ma być porządny, prucia się nie ominie. Ja właśnie ukończyłam sweter, który nie tyle prułam częściowo, ale od początku do końca 3 razy i później jeszcze przy szyi ze 3 razy. Zupełnie mnie to nie martwi, bo jak ma być dobrze, to trzeba tak wszystko dopasować by dobrze było. Z gotowych schematów czy opisów w ogóle nie korzystam, raczej zdaję się na swoją intuicję. Czasem się zdarza, że potrafię nawet wyperswadować Klientowi pewne podsunięte prze Niego rozwiązania, bo wiem że moje jest lepsze.

    Ale to fakt, że czasem prucie potrafi podciąć skrzydła, ale nie dajemy się, prawda?
    Pozdrawiam
    Monika

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jasne Moniko, nie dajemy się, walczymy dalej na drutach 3 mm... eh...pocieszam się, że i tak na nowy projekt muszę pomyśleć, a na ukończenie sukienki, czekam na brakujące motki w sklepie. Więc to taka "zapchaj dziura" robótkowa. Tuniki i tak nie nosiłabym teraz, bo upał niesamowity...

      Usuń
  8. Od zawsze coś pruję. Dawniej, jak jeszcze nie miałam wprawy, to swetry robiłam tak dłuuuugo, że po skończeniu miałam dość i prawie i od razu zabierałam się za prucie. Teraz już tak nie robię, ale właśnie mam na drutach bluzeczkę, która jest czwartym podejściem do dziergania z teł włóczki.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czwarte? Czuję się w zupełności pocieszona ;-)))) Pozdrawiam Cię serdecznie!!!

      Usuń
  9. Kiedy robótka dobrze wychodzi, to od razu widać i wtedy szybko ją kończę. Jak mi coś nie pasuje, to wychodzę z założenia, że lepiej od razu to spruć i zacząć od nowa. Potrafię kilka razy zmieniać koncepcję, aż efekt i wielkość mnie zadowolą. Chyba najbardziej irytujące były: ostra, pyląca i uczulająca mnie wełna od sąsiadki na sweterek i bezsensowne wskazówki, jak go zrobić. Po więcej niż trzech próbach wzoru i fasonu powstała w końcu zgrabna kamizelka, która zmiękła i nabrała połysku po upraniu. Tobie szybciej się uda, bo wiesz, czego chcesz, pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Masz rację Iwonko, samemu ze sobą łatwiej dojść do ładu i zastanowić się, czego tak naprawdę się chce ;-) Serdecznie Cię pozdrawiam!

      Usuń
  10. Ha najgorzej jak nowa koncepcja pojawia się jak już kończysz dziergać starą ;)
    ale czasem po prostu trzeba zacząć od nowa!!! Podziwiam za wytrwałość!!!
    Ja czasem rzucam w kąt i zaczynam coś nowego :)
    A z poddawaniem w życiu ,czasem się poddaję , a czasem walczę do upadłego ;)
    Pozdrawiam serdecznie!!!

    OdpowiedzUsuń

Witam Cię serdecznie i dziękuję za pozostawienie komentarza :-)